Mała Ziemiańska, kawiarnia otwarta w Warszawie przy ulicy Mazowieckiej w kwietniu 1918 roku, stała się legendą pośród polskich kawiarni i symbolem dwudziestolecia międzywojennego. Nazwa kawiarni miała nawiązywać do Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego, które znajdowało się w pobliżu, a przymiotnik „mała” odzwierciedlał faktyczny metraż powstającej kawiarni. Jej ściany były pokryte polichromią Wacława Borowskiego, polskiego malarza i scenografa, ale ani wystrój, ani nawet podawane w kawiarni delikatesy nie były tym, co przyciągało do środka ludzi w każdym wieku i zapisało ją na kartach kultury. Mała Ziemiańska była miejscem, w którym codziennie można było spotkać większość warszawskiej inteligencji i najbardziej liczących się artystów. To tu swój stolik mieli Skamandryci, czyli Julian Tuwim, Kazimierz Wierzyński, Jan Lechoń, Jarosław Iwaszkiewicz i Antoni Słonimski. Prawdziwym zaszczytem dla każdego była możliwość spędzenia choćby chwili w towarzystwie wspaniałych poetów. Przywilej ten posiadał osobisty adiutant Józefa Piłsudskiego, Bolesław Wieniawa-Długoszowski, którego uwielbiała cała Warszawa, a anegdoty z nim związane były powtarzane, przeinaczane i zapisywane dla potomnych. W kawiarni bywały również Magdalena Samozwaniec i jej słynna siostra, poetka Maria Pawlikowska-Jasnorzewska. Aspiracją Witolda Gombrowicza było dołączenie do grona najbardziej poważanych artystów, jednak w swej megalomanii szybko zmienił kawiarnię na inną. Kawiarnia była tak popularna, że dobudowano jej kolejne części. Stworzono również osobną salę dla malarzy, która miała przy wejściu namalowaną filiżanką z przyklejoną najprawdziwszą łyżeczką. W każdej z sal miło widziany był filozof i erudyta, Franc Fiszer, autor żartu o wyjątkowo niskim Bolesławie Leśmianie: „Przyjechała pusta dorożka, a wysiadł z niej Leśmian”. Kawiarnia, która była miejscem rozkwitu polskiej sztuki międzywojennej, przetrwała do 1944 roku. Później nie było już ani tego miejsca, ani starej Warszawy, ani poetów, którzy porozjeżdżali się po całym świecie, ratując życie.